Zmurszałe, dębowe paliki pamiętają pewnie lata 70te poprzedniego wieku albo i jeszcze wcześniej, niektóre wydają się ledwo stać, na górze szerokie a na dole już jakby zjedzone. Drut w charakterze płotu, niekiedy kolczasty, zardzewiały, niekiedy świeższy, bez kolców, udaje pastuch pod prądem, choć pod prądem nie jest z powodów oszczędnościowych. Czy jest szósta rano, czy jedenasta wieczorem, czy jedziemy samochodem, rowerem, czy idziemy piechotą jej oczy patrzą na nas spod rzęs, a włosy niekiedy spadają jej na rzęsy. Nie wiadomo ile ma lat, skąd jest, co robiła, wydaje się że nikt się nią nie interesuje. Choć ma tu raj, wielki wybieg, ogromne pole dla samej siebie. Tarza się kiedy chce, biega gdzie chce, rży, przechadza się… Wiadomo, że przychodzi, przybiega raczej, niekiedy galopem, aż się ziemia trzęsie, zatrzymuje się na naszej wysokości i przez ten płot druciany wystawia się do głaskania. To wielki pociągowy koń, a raczej klacz. Łasi się jak pies, a może kot. Patrzy tęsknym, pięknym wzrokiem wielgachnych dla nas oczu, tyrpie po rękach, po piersi, wsadza chrapy do kieszeni, wydaje się jakby chciała położyć głowę na ramieniu za każdym razem, a niekiedy po prostu to robi. Jak się odważy ją przyjąć ten co stoi po drugiej stronie płotu. Łzy wzruszenia napływają same. No bo gdzie na co dzień podbiega do Ciebie ogromny koń by się przytulić? Gdzie możesz dostać takie piękne wyzwanie? Jak odpowiesz? Tyle gadamy o chęci bycia blisko natury, o potrzebie powrotu do korzeni… Korzenie naturalnie do Ciebie przygalopowały i co Ty na to? Dasz radę je przytulić? Patrzą na Ciebie jakby mówiąc: „chcę tylko trochę zauważenia, czułości, bliskości”. Nic więcej. Drut jest wystarczająco kolczasty a ja wystarczająco uwarunkowana żeby nie zrobić kroku w Twoją stronę. I co? Dotykamy, głaskamy, dajemy jabłko. Kiedy kolejny raz idziemy grupą, parą, Ona znów tam jest. Ręce jakby śmielsze, w oczach więcej wzruszenia. Jednak to wielki Koń. A przecież dzikie a do tego wielkie to groźne. To zwierzę, instynkt, nierozum. Ilekroć zbliżam się do niej pokonuję kawałek lęku. Zbliżam się też do mojej dzikości i tęsknoty za dzikim, silnym, swobodnym, beztroskim. Za każdym razem myślę jak pięknie byłoby bez siodła pójść na niej do lasu. Pewnie moje 70 kilo to nic dla niej, za to moglibyśmy pobyć w dzikim stanie. Gajrówka. Nowhere. Działka nr 12.pięciohektarowy wybieg dla zapomnianej klaczy.
Bartosz Płazak