Nagroda musi być dziś szybko. I to nie byle jaka by obudzić do działania. Żeby było jeszcze łatwo po drodze, i wiadomo było jak się skończy. Bez nadmiernego wysiłku, wymagań, wyrzeczeń, inwestycji czasu, wyjścia ze strefy komfortu. Mój znajomy nazywa to czasami pokolenia insant. Wsypujesz łyżeczkę barszczu, mieszasz i jest barszcz. 2 Minuty. Pani w reklamie smakuje. Więc i ty wykrzyw usta w grymasie zachwytu i smakuj. Daj Bóg byś nie znał barszczu babci bo to byłby twój ostatni gorący kubek. Ci co nie znają, im smakuje, bo reklama zachęca. Żarty i ironia na bok.
Haka to rytuał Maorysów. Święty taniec wojowników. Pokaz mocy. Znany coraz większej liczbie osób na świecie. Pewnie z uwagi na swój rytualny, dziki, tradycyjny charakter. Tańczą, czy może grają go np. piłkarze przed meczami. Jest on jednak dużo głębszą poważniejszą deklaracją męskiego świata.
Kiedy pada propozycja stworzenia naszego rytuału nawiązującego do Maoryskiego wydaje się nam to łatwe, ciekawe i atrakcyjne. Przystępujemy do pracy. W odróżnieniu od tradycyjnego rytuału, tu w Gajrówce pozwalamy sobie na tworzenie własnej wersji. Każda para ojciec syn ma zadanie stworzyć kawałek po swojemu. Później łączymy całość w jeden rytuał, taniec, pokaz. Kawałki są zabawne, ciekawe, różne. Każdy się starał ale na końcu mamy w sam raz dużo materiału do połączenia. Praca ojciec syn jakoś łatwiejsza, kiedy przechodzi w pracę grupową zaczyna być bardziej wymagająca. Synchronizacja, pamięć, ruch, dźwięk, rytm, wciąż ktoś wyskakuje, zapomina, nie daje rady, gubi uwagę, zmienia układ. Mylimy się, gubimy, złościmy, wstydzimy. Zagadujemy, nagle chce się pić, siku, jeść, eee, aaa… Zespół. Jeden w tę drugi w drugą. Łatwe? Nie. Spór się nawet pojawia. I to o to oczywiście czy już mamy to wystarczająco zrobione. Bo można by przyjąć, że tak. Bo chce nam się ziewać. I można by odpuścić. Są jednak w grupie twardziele działający na rezultat, ambitni i gotowi do pracy. I całe szczęście. Bo chłopaki, synowie, może woleliby już pójść na kolację. Nazywamy nasze instant ucieczki. Ujawniamy, że chcemy się ślizgnąć bo z wczasów robi nam się praca. No i synowie, zaczynają chcieć do mamy się przytulić bo tata wymaga, a tatowie odpuścić synom by było miło. Kropka. Znaczy w kropce o mało bylibyśmy. Jednak zbieramy się, nie schodzimy z placu pracy. Motywujemy siebie-ojców i naszych synów. Rezygnujemy z udawania, że wystarczy i idziemy po jeszcze. Walczymy z naszym wrogiem „to zabawa” i przechodzimy na stronę „to poważna sprawa” i trenujemy dalej aż do sukcesu. Oczywiście bez zamordyzmu, nikt nie pada na twarz, mamy naszych synów bądźcie spokojne. Jednak nie dajemy się zwieść. Ojcowie, pewnie i część synów dobrze wie jak smakuje wygrana. Z samym sobą też. Jak w grupie, zespole przejście oporu na wykonanie zadania wspólnie razem skutkuje radością, poczuciem jedności, poczuciem sensu, wzrostem zaangażowania i dbałości o wynik. Tego doświadczamy za chwilę. Nagrywamy film. Jest dowód jak świetnie nam poszło. Wspólnota męskiej energii. No i te wywalone języki, groźne miny, energetyczne gesty, tupanie nogami i wrzask. Haka ojców i synów. Tak, zrobiliśmy to na serio. To co innego niż oglądać (instant) film na you tube.
Gajrówka 2020. Mazurski krąg mocy. Warsztaty ojców i synów.
Bartosz Płazak