Wiele różnych dyskusji się przetoczyło przez nasz krąg w tym roku. Motyw główny warsztatów wyłaniał się powoli. Jednak od pierwszego dnia męskie energie wierciły się wojowniczo. Były okrzyki, poszturchiwania, gadanie o broni, walce, przeciwnościach, synowie pełni energii, ojcowie z błyskiem w oczach… O Wojowniku w nas aż się prosiło A przecież ostatecznie mieliśmy kowid. Bezsilność i bunt przeciw zanikaniu wolności i dotychczasowego sposobu życia, stłumione racjonalizacją, ale przecież obecna. Powalczyło by się. A tu trzeba nosić maskę… Bezsprzecznie, coś lub ktoś atakował nasze życie. Wirus, niewidoczny wróg, jak duch. Jak o wojowniku to i o zwyciężaniu, a jak o zwyciężaniu to i o sławie ale i o stracie. O dumie, zadowoleniu, o przekraczaniu progu między byciem tylko „z” i w przyjaźni z drugim mężczyzną w kierunku bycia przeciw niemu. O konieczności dokonania wyboru pomiędzy wygram i jemu będzie przykro a dam mu wygrać i mnie będzie przykro. I tak powolutku synowie w zadaniach robili kroki w kierunku męskości dającej sobie prawo do sięgania po siłę, wygraną, pokonania kogoś w walce opartej na zasadach i w kierunku ponownego włączenia przeciwnika w grono przyjaciół. Do tego dochodziło godzenie się na wygraną i doświadczenie splendoru, dopingu tatów i swoich zwolenników. Wydaje się oczywiste? Bynajmniej nie było.
Tatowie przy obieraniu ziemniaków na obiad, sami bez synów deliberowali nad wolnością w relacjach z kobietami, nad wolnością i męskością synów w świecie, w którym ojciec raczej jest w pracy. Nad tym jak walczą o siebie oni tatowie i jakiego walczenia o siebie uczą swoich synów. O tym jak walka z czymś uchwytnym jest łatwiejszą walką niż ta która się dzieje w nas. I jak główną osią walki wewnętrznej jest nasz strach i złość. I nad tym jak w cywilizowanym świecie musimy się zwijać by nie pokazać tych emocji za dużo. Bo ukazywanie ciągle jest passe. A może zatem więcej tego co męskie jest passe? Dyskusje piękne, emocjonujące, zbliżały nas do siebie, ziemniaki się same obierały.
Ten zjazd był inny na kilka sposobów od poprzednich. Program był. Jednak luźniejszy. Więcej słuchaliśmy potrzeb ojców i synów, siebie nawzajem, więcej byliśmy w całej grupie. Działaliśmy i zajmowaliśmy się sobą. Demokracja była i decyzyjność też. Tym razem jednak rządzili ojcowie. Co jak się okazało nie było od razu takie oczywiste. Radziliśmy długo. Jak to w tym świecie. Czy wolno nam postawić na swoim i zarządzić (…)?. Część ojców się obawiała jak ich synowie to zniosą. Znieśli. Przyjęli. Dzięki temu jeszcze lepiej i pewniej sami zajęli się sobą a my mogliśmy zająć się sobą. Granica została ustanowiona i dzięki temu chłopcy nauczyli się od nas trochę o tym jak to robić – jak stawiać granice. Akurat taka grupa ojców co nie bała się synów. Ot nauka męskiego kawałka. Mogę jako tata postawić na swoim też, naturalnie, bez pytania mamy, żony albo książki.
Gajrówka. AD2020. Mazurski krąg mocy. Warsztaty ojców i synów.
Bartosz Płazak