W początkowej fazie procesu (w domyśle grupowego, bo o tym tu zwykle piszę) jesteśmy grzeczni. Potrzebujemy prowadzenia i chcemy się oddać prowadzeniu przez kogoś. Ufamy , czekamy, wierzymy, że ten Ktoś wie więcej, ma jakiś pomysł, zna rozwiązania, ma więcej doświadczenia. Patrzymy jednak z uwagą na to co robi, jak się zachowuje, czy to co przekazuje i do czego nas zaprasza jest dla nas czy nie, czy rzeczywiście ten ktoś robi to co deklaruje, czy na pewno to coś dla nas dobrego. Czy chcemy czy nie, badamy to, weryfikujemy, przyglądamy się, przymierzamy do tego co sobie wyobrażaliśmy, sprawdzamy z tym, co nam się wydaje, co nam nieśmiało podpowiada intuicja, co nam mówi ciało, jakie pojawiają się uczucia, emocje, jakie może z nimi idą tendencje do działania, ruchu. Odbieramy świadomie bądź nie świadomie to, co dzieje się w grupie. Odbieramy sygnały od innych. Czujemy się lepiej lub gorzej, nie tylko każdy z osobna, ale też razem jako grupa. Jednostka wpływa na grupę, grupa na jednostkę. Wszyscy na wszystkich. Każda wątpliwość może mieć znaczenie dla wszystkich zgromadzonych i każde zadowolenie i poczucie bezpieczeństwa z nim związane też. Pole grupy zawiera to, co w każdym z nas i jednocześnie jest czymś więcej. Siłą, która czy chcemy czy nie, działa na nas. Na początku umysł podpowiada, że ten kto prowadzi, i w domyśle wie lepiej, powinien zająć się tym co dalej, wiedzieć po prostu co robić, jak dać to co każdemu potrzebne wszystkim obecnym. Jak matka, ojciec, bóg, wszechmogący, ktoś kto przecież wie jak zadbać o dzieci, owce, podopiecznych, mniej wiedzących. Na szczęście do czasu. Pole wypełnia się tym co jest. Podopieczni coraz bardziej się różnicują. Jakoś się robi niewygodnie, nie miło, ciężko, nie tak pięknie jak wcześniej. Robi się szum wewnątrz u niektórych, inni szumią uzewnętrzniając to, pokazują innym to, co w nich i jak szumieć można. Uczymy się. Najodważniejsi, a jest ich garstka, nieliczni, jednostka (i), odważają się podważyć to, co mówi Ten Co Wie. Może zapytają, może nie patrzą, może nie słuchają, może przedstawią tezę odwrotną niż ta co pada z ust Tego Co Wie. Narasta napięcie. Więcej osób niż te jednostki wyraźniej wie już co im się nie podoba. Więcej osób nie zgadza się, nie jest całkiem zadowolonych. Więcej osób chciałoby coś innego. Część jeszcze skacze do gardła swoim kolegom, co sprzeciwiają się prowadzącemu, gdy ten ich zdaniem nie wystarczająco o nich dba. Wolą nie widzieć. Poprzedni stan bezpieczeństwa przypomina o sobie tęsknotą. Coraz więcej osób czuje, widzi, słyszy, że coś nie gra. Jednostka traci zapał. Odpowiedzi na zadane przez nią pytania trzymają się kupy. Nie jest zadowolona, ale nie ma się czego przyczepić. Inni nie mają siły, boją się, nie umieją przekuć swojej intuicji na słowa, nie chcą ryzykować ośmieszenia, nie mają energii, by wydobyć z siebie głos bo przytłacza je atmosfera niepewności w grupie. Ciężar niewyjaśnionego, zagrożony interes indywidualny jest coraz większy. Pojawiają się oświecone głosy jednostek, które na tyle mocno się zezłościły, że ujawniają swoją prawdę. Inni słuchają, strach podnosi się bo to już nawet jawnie sprzeczne z tezami wykładu. Pojawia się dotąd skrywana złość…
To krytyczny moment. Jest potrzeba prawdy. Prawdy o tym co się dzieje. Umysł słyszy pasujące do całości informacje, ciało czuje że czegoś brakuje, intuicja podpowiada treści, które mogą się wydawać niestosowne, absurdalne, zwłaszcza w kulcie umysłu. Rodzi się potrzeba wyjaśnień, kontaktu, zestawienia potrzeb, ujawnienia niezrozumienia, dania głosu temu co umniejszone, zauważenia tego co pominięte. Dopóki to nie nastąpi trudno będzie o (s)pokój. Trudno będzie wejść w kontakt. Możemy nie pójść dalej. Może co wyżej brnąć w niedopowiedzeniu, niejasności, lęku. A bez tego trudno ze sobą dalej współistnieć a co dopiero uczyć się. Potrzebny jest ktoś kto przełamie milczenie i da wyjaśnienie, które będzie się trzymać kupy.
Doprowadzenie do grupowej jawności, nasyconej prawdą tam, gdzie jest jej ciekawość i potrzeba to zadanie prowadzącego. Zadanie trudne, bo prawda bywa niełatwa. Gwiazdka: możliwe tylko o ile prowadzący jest po tej samej stronie co grupa (intencja jego jest czysta, rozwojowa, wspierająca, a nie jest manipulacyjna i sam ma na tyle odwagi by stanąć w tym miejscu). Wtedy każdy krok w kierunku prawdy jest jak powietrze wpadające do pokoju po otwarci u okna. Płuca wypełniają się. Oddychamy, uśmiechamy się. Zaczyna świecić słońce, a ludzie mają ochotę być ze sobą bliżej.
Obecnie jako ludzkość, społeczeństwo Polski, lokalne społeczności, małe grupy, rodziny, jesteśmy w położeniu, które ma wiele wspólnego z wcześniejszym opisem. Jest ktoś kto wie, albo przynajmniej jawi się jako Ten Co Wie. Jest grupa największa jaką sobie można wyobrazić i wszystkie mniejsze, które w niej się zawierają (dalej będę pisać po prostu grupa). Jest Pole grupy nasycone energią, które wszyscy czujemy, które na nas wpływa, czy w nie wierzysz czy nie. Jest wreszcie coś co nie jest domknięte, nazwane, co więzi grupę w miejscu, jednostkę zmusza do utknięcia w miejscu bo nie wiadomo kto prowadzi ten proces i nie można na niego naskoczyć ani poprosić ani liczyć na niego. Zamknięcie zaś sprawia, że trudno działać samemu jak zwykle. Jest wreszcie grupa zjawisk, które wszyscy widzą w gospodarce, polityce, ekonomii, w życiu społecznym i rodzinnym. Coś nie jest pełne, skończone, wyjaśnione, jawne, całe. Coś upada ale jeszcze nie widać, ktoś traci bardzo wyraźnie, zmiana jest coraz bliżej, ale nikt nie zna planu na jej dokonanie się do końca. Pytania nie mają odpowiedzi, która przyniosłaby poczucie bezpieczeństwa, spełnienia. Wyparte fakty dobijają się pięściami zza zamkniętych drzwi. Drzwi trzyma dobrze się wciąż mająca nadzieja na powrót do tzw. normalności, nadzieja na spokój, wzrost, pieniądze, pracę marzeń, sukces finansowy, zawodowy, sławę, albo chociaż by było tak jak było. Wypierany jest kryzys, który spadł na nas wszystkich, czy chcemy czy nie chcemy, kryzys który już zmienił świat i będzie zmieniał go dalej, a z nim naszą starą codzienność, znaną i teraz pewnie chcianą o wiele bardziej niż przed kryzysem. Ucieczka przed prawdą o zagrożeniu, (nie mylić z stwierdzeniem, że coś złego w każdym indywidualnym wypadku się zdarzy), zamykanie tego, co widać, słychać i czuć, zamyka nas. Zamyka nas w puszce lęku, złości, smutku i innych trudnych emocji. Pozornie pozwala przed nimi się schować, jednak faktycznie prowadzi do ich wzmocnienia. Jak gaz w małym pojemniku pod ciśnieniem, gdy wzrasta ilość gazu, w tej samej przestrzeni, wzrasta ciśnienie. Może dojść do rozerwania pojemnika.
Ta niemożność chwycenia się czegokolwiek unieruchamia. Ekonomiści mówią, że to kryzys jakiego nie było, że gospodarka stanie, że łańcuchy dostaw surowców i wyrobów zatrzymają się, że kupowanie i sprzedawanie nie będzie możliwe bo ludzie i firmy nie będą mieli za co. Rośnie liczba upadających firm, samobójstw, rośnie strach ludziach, którzy uwierzyli w zagrożenie wirusem grypy, zwanym dla odmiany korona wirusem, a może wirusem z korony, czyli królewskim wirusem. Król całego świata… Media głównego nurtu trąbią jak oszalałe o zgonach, zarażeniach, pełnych szpitalach. Niezależni reporterzy chodzą do tych szpitali i nadają filmy o tym że tam cisza i spokój. Rządzący i facebook straszą karami za negowanie oficjalnej (dez)informacji). Giełdy w pierwszym okresie panowania króla w koronie poleciały na łeb na szyję, jednak dziś już odrabiają straty. Minus 30% w około miesiąca w dół a teraz pierwsze ruchy do góry. Politycy zakazują nam chodzić do lasu, zamykają szkoły, zakazują zgromadzeń i straszą mandatami a sami chodzą grupą (zdjęcia 10 kwietnia). Wreszcie maski, gumowe rękawice, 5 osób w biedronce, a w Szwecji bez tego wszystkiego i nie ma wzrostu zachorowań. Do tego statystyki mówiące o wzroście w dziesiątkach, setkach, nawet tysiącach osób (w wielkich społeczeństwach) i na tym tle budowana narracja zagrożenia. A obok alternatywne zestawiania setek tysięcy osób zmarłych na raka, choroby krążenia czy układu oddechowego. Lekarze mówiący wprost, że nie praktycznie nie ma umieralności na korona wirusa, i że maski szkodzą. Uruchamianie dochodzeń w sprawie epidemii. Komentarze ekspertów różnych dziedzin mówiące, że nie ma żadnej epidemii wirusa, za to jest epidemia strachu i zniszczenia gospodarek. Ruchy cen złota, srebra, metali szlachetnych jako nośników wartości w górę i brak ich na rynkach i jednocześnie zapowiedzi możliwych spadków cen. Straszenie inflacją i jednoczesne prognozy braku inflacji z powodu braku pieniądza. Szalejące bezrobocie i pojawiające się doniesienia o wprowadzeniu dochodu minimalnego, który wypłaci każdemu obywatelowi państwo. Kryzys patrząc historycznie może potrwać kilka, a może kilkanaście lat, a jeden z banków inwestycyjnych pisze, że pod koniec tego roku gospodarka Polska już będzie pędzić w szybkim tempie. W Internecie poluzowano cenzurę, łatwiej o alternatywne treści, ale każda z nich jest podważana przez inną treść. Więcej rozumu, racjonalności, faktów, duchowości, wewnętrznej mądrości, nie to, nie tak, spisek, rządowy ściek itd… I wszystkie te treści ile byśmy ich nie przeczytali nie układają się w żadną całość.
Umysł podpowie: ktoś wie. Znajdź go. Niech wniesie do tego świata, do tej grupy prawdę. Bo już nie wytrzymujemy. Chcę się czegoś chwycić.
Niestety. Dziś tym, co jest nam potrzebne to umiejętność odraczania. Kto to potrafi wygrał. Kiedyś będzie znów lepiej. Kiedyś zbliżysz się do tego, co chcesz. Kolejna to umiejętność odnajdywania dobrego w tym, co jest. Akceptowania położenia. Zauważania, że żyjesz i to już naprawdę dużo. Służy tej umiejętności wiedza, przyjęcie, że jako istoty biologiczne do życia potrzebujemy jedzenia, picia, dachu, innych ludzi skłonnych do podobnego prostego bycia. Cieszenia się z tego, że jesteśmy, że żyjemy, że mamy jedzenie picie i dach i bycia wdzięcznym za to. Bycie wdzięcznym wzmacnia. Daje energię do życia. Jest ktoś, coś co daje mi coś, zauważam to. Jestem ważny dla niego. Wyrażam to. Czuję radość. Gdy nie masz się czego chwycić na zewnątrz, zacznij od udania się do wewnątrz. Odrocz tamto, zaakceptuj to, ciesz się i bądź wdzięczny. W tym dziwacznym czasie (nie znajduję słowa innego niż dziwacznym) życzę Wam wszystkim i sobie, zrobienia tych trzech kroków.
W tym dziwacznym świecie, w którym wierzymy (poddajemy się) tym, którzy swoimi czynami pokazują, że dążą do czegoś innego (5G, dalsze zadłużanie gospodarki, brak pakietów realnej pomocy dla firm, zapowiedzi podnoszenia podatków, wojsko na drogach, łamanie konstytucji zakazami, próba zmiany prawa wyborczego przed wyborami, przymusy i zakusy) być może wierząc, że to lepsze dla nas w dłuższym terminie… A może dlatego, że nie wiemy wystarczająco dużo, i wielu z nas tkwi w pułapce kredytu, wypłacalności, w trudnościach z utrzymaniem rodziny, płynności firmy itp.
W tym dziwacznym świecie, który piętnuje alternatywne wypowiedzi lekarzy, nauczycieli akademickich, filozofów, historyków, ekonomistów, w którym ludzi, którzy są praktykami, a nie ekspertami na usługach, spycha się, większość grupy wierzy generującym panikę mediom. I doświadczamy tej paniki innych. Strach, niepewność ogółu są wyczuwalne w polu.
W tym dziwacznym świecie adaptujemy się, by pracować on line, by nie płacić gotówką, by nie stać obok siebie, by nie widzieć, że dostarczany nam Internet 5G to 100-krotne zwiększenie dawki fal i szalone zwielokrotnienie ilości nadajników, bo mamy mieć szybciej… Słyszymy gdzieś o przepychaniu ustaw, o dalszym zadłużaniu kraju, o suszy, o wzroście cen i inflacji. Ja poproszę wreszcie prawdę.
Wiem. Nie dostanę od Was: politycy, reporterzy, dziennikarze. Sami jej nie znacie. Sami komuś wierzycie. Rezygnuję z dążenia do poznania jej. Zadowalam się tym, co już wiem. Kieruję się do swojego środka. Chcę żyć. Chcę być blisko z ludźmi. Doceniam to, co mam, cieszę się z tego. Odraczam wszystko inne. Żywię wiarę, że kiedyś będę mógł wrócić do tamtych rzeczy. Jestem wdzięczny za to, co mam i za to z kim jestem, cieszę się na każdą chwilę tego, co jest póki tego doświadczam. Robię swoje tyle ile mogę. I oddaję Mojemu Ciału informowanie mnie o tym, co jest prawdą, a co nie z tego, co do mnie przychodzi.