Jak sprawić, by chciało im się pracować? Jak to się robi, by nie było oporu? Jak się zachować, by nie było trudności? Co zrobić, by robili to, co w scenariuszu, zamiarze, pomyśle, moim – prowadzącego? Jak działać, by zdarzyło się to, co chce ten, który zamawia warsztat, albo działo się tak, by uczestnicy osiągnęli te wyniki, które chcą (deklarują, że chcą)?
To pytania, które niemal same chcą się zadać przed pracą z grupą. Kłębią się i wiercą. Praca z grupą jest jak wycieczka w góry. Piękne widoki, pod warunkiem, że pogoda będzie dobra. Dobre wrażenia pod warunkiem , że pójdziemy dobrym szlakiem, nie zgubimy go i wybierzemy właściwy dla siebie pod względem trudności, długości. Tak, praca z grupą ma swój cel, jest nim to, by uczestnicy grupy coś zmienili, rozwinęli, osiągnęli. Niestety czym bardziej tego chcemy jako prowadzący, tym bardziej pojawia się dobro a zanika wolność. Gdybyśmy sobie pozwolili go odpuścić może się stać inaczej. Za mało będzie dobra a za dużo wolności ;)…
,Uczestnicy grupy wchodząc na salę warsztatową zwykle chcą coś osiągnąć dla siebie. Są też takie warianty obecności na warsztatach, w których osoby te nie chcą na nich być (np. wysłała je firma, partner(ka), znalazł się tu, bo ktoś powiedział, że to fajne), albo chcą czegoś innego, ale i oni mają swój cel. Najczęściej cele/potrzeby różnych osób są różne od siebie. Mimo, że brzmią, kiedy są wypowiedziane przez nich, podobnie, bo łączy je tematyka warsztatu, niekiedy łączy je osoba prowadzącego (ludzie przybywają na warsztaty „na trenera”, bo mają z nim dobre doświadczenie). Tak czy inaczej, rozpoczynając pracę możemy jako prowadzący wybrać. Wybór ten przebiega pomiędzy prowadzeniem warsztatu według scenariusza, tak jak to sobie zaplanowaliśmy, bez włączenia grupy w decyzje jak on będzie przebiegał albo z tym włączeniem. Możemy decydować co będzie kolejne w kolejności pracy albo oddać to decydowanie, włącznie z tym, że jakiś element nie wydarzy się wcale. Możemy więcej mówić albo więcej słuchać, zarządzać albo odpowiadać na potrzeby, widzieć cel albo widzieć ludzi bardziej.
Osoby uczestniczące w warsztatach rzadko niestety wciąż, wiedzą, że mogłyby wpływać na ich przebieg. Często wciąż siadają i oddają się w ręce prowadzących. Podobnie prowadzący jednak prowadzą, bo taka jest ta rola, a nie są z uczestnikami i nie pytają ich o potrzeby, nie włączają ich do procesu decydowania o tym co się zdarzy w trakcie warsztatu.
Zasada dobrowolności (słowo złożone ze słów „dobro” i „wolność”) wydaje się, mogłaby coś złego robić z aktywnością uczestników na warsztacie. No bo otwiera przestrzeń odmowy… Kiedy jednak wyłączamy domniemany przymus uczestniczenia wprowadzając tę zasadę do pracy z grupą pojawia się wolność wyboru, znika przeszkoda (presja, przymus, strach, obrona) przed odkryciem, ryzykiem, emocjami itp. Kiedy uczestnicy ją przyjmują, mogą z większą lekkością być na warsztacie, bardziej otwartym okiem i sercem przyjmować siebie, to co się dzieje, prowadzącego i innych uczestników. Kiedy jest wolność można bardziej samemu wybrać swoje dobro i sięgnąć po nie z własnej woli, a to oznacza mieć wybór. I to zachęca tym bardziej, im prowadzący sam dochowuje tej zasady. Objawiać się to dochowywanie może np. w proponowaniu innych form przekazu, kiedy uczestnicy nie są gotowi na jakąś, pytaniu na bieżąco o potrzeby, nie wyznaczaniu osób do działania, omawianiu celów danego ćwiczenia, przywoływaniu sensu, korzyści, związku z tematem przytaczaniu różnych historii potwierdzających sens uczestnictwa, ujawnianiu swojej własnej perspektywy i doświadczenia. Dobrowolność uczestnictwa oznacza, że podjęcie ryzyka pochodzi z wyboru, że nie ma wskazywania kto teraz podejmie je przez kogoś, kto ma do tego prawo, kogoś innego niż uczestnik sam za siebie. Kiedy ludzie uczą się, że warto podjąć ryzyko, bo jest korzyść, i jest bezpiecznie, wchodzą więcej i chętniej. Kiedy nie są oceniani, a wzmacniani, wchodzą więcej i łatwiej. Dynamika pracy rośnie, więcej jest gotowości do uczenia się na własnych błędach. A przecież wyłączyliśmy dobrowolnością gwarancję aktywności. Paradoks? Kompetencja prowadzącego? Zjawisko grupowe, psychologiczne? Zjawisko fizyczne? Wszystko na raz. By zaistniało, wymaga odwagi od prowadzącego. Wymaga dobrej woli i wolności dla samego siebie. Bo kiedy w ten sposób pracujemy z grupą, mniej miejsca jest na scenariusz i wizję prowadzącego. Dobra dla siebie wybierają uczestnicy w ramach wolności na tym warsztacie.
W literaturze z pogranicza fizyki, duchowości, psychologii można znaleźć sporo w temacie równowagi sił, intencji, natury procesu, rozwoju. W skrócie można by to ująć tak, że energia myśli, zamiaru, potrzeby (prowadzącego) wysłana w przestrzeń sprawia, że wraca do nas to samo, ale skierowane do nas. Proces, pole grupy, wyższa intencja rozwoju osoby i tak znają swój najlepszy kierunek. Innymi słowy, jak za bardzo chcesz, żeby coś było, możesz się spotkać z tym, że wróci do ciebie coś, co też bardzo chce zaistnieć. Może jednak będzie to co innego niż to co Ty chcesz. Najlepiej iść za tym. Odkrywać To. Daj na początek DobroWolność. Pozwoli to naturze procesu zabrać głos. Może będzie tak, że Twój pomysł będzie bardzo dobrowolnie przyjęty i zrealizujesz go wspólnie z ludźmi zamiast dla nich stojąc „naprzeciw” nim. To mocno inna jakość bycia (celowo nie nazwę tego pracą). Nazywamy to pracą na procesie.