Pod koniec zajęć pojawiają się medale. To piękne, ręcznie wycięte z pnia brzozy krążki. Z korą, jeszcze wilgotne i pachnące. Ręką jednego z nas, spontanicznie zrobione w przypływie energii do działania. To ta sama brzoza co z nich zbudowaliśmy miejsce na nasz krąg. Zwany przez dorosłych domem mężczyzn, a przez chłopców szałasem. Medale kiedy tylko pada słowo „Medal” przyciągają uwagę, bo przecież wczoraj był Pierwszy Turniej Gajrowskich w piłkę nożną. Spotkały się ambitne i świetnie przygotowane drużyny. Cała wieś nie miała wątpliwości, że chodzi o poważny, ambitny futbol. Wszyscy jakoś go wygrali, bo przecież najbardziej chodzi o to by grać i o frajdę i o wykrzykiwanie spalony, gol, podaj i tak dalej a nie o puchar. Więc słowo „Medale” zarezonowało od razu, natychmiast mam ich uwagę. Podnosi się energia, oczy na prowadzącego, za co będą te medale, i kto je dostanie, czytaj kto stanie na podium. Na szczęście na tej wspólnotowej imprezie ojców i synów nie ma podium. Nie ma wygranych i przegranych. Choć bywa rywalizacja dla zabawy i podnoszenia energii. Oczy się świecą, serca biją i nagle zwrot. Medale dostaną wszyscy. Starsi i młodsi. Ojcowie i synowie. Mało tego. Mają je sobie je sami wymalować, rozmyślając przy tym za co one będą. I wręczyć mają sobie nawzajem, opowiadając o tym za co one są. Energia zatrzymuje się, zapada cisza. Uważny obserwator zauważa łzy wzruszenia, zmienia się rytm oddechów. Bo przecież to za co będą medale jest oczywiste, jasne i wiemy co to jest. Może zatrzymuje to, że trzeba to namalować na medalu. Mniej oczywiste i codzienne jest ich wręczanie Tacie albo Synowi, nie wspominając o mówieniu i patrzeniu w oczy przy tym. Za opiekę, za naukę, za bycie, za scyzoryk, za kij mocy, za strzelanie z łuku, za to, że mnie tu zabrałeś, za to, że możemy tu razem być, że piekliśmy wspólnie chleb, bigos i mleko od krowy, że poszliśmy na górę i za to że zbudowałeś szałas… Za to że byłeś dzielny, za odwagę, za wysiłek, za budowanie i pracę w kuchni, za rozmowy o marzeniach, za poznawanie się, za granie razem w piłkę i strzelanie z plujki. Za to były medale. Kolorowe, świeżą farbą i wzruszeniem namalowane.
Bartosz Płazak