Byliśmy ciekawi. Sprawa nie była łatwa. Umowa na demokrację wykluczała nasze, starszych i uprawnionych, ojcowskie rozstrzygnięcia. A przynajmniej te w stylu „ja tu decyduję”. Może dałoby się załatwić to w stylu „my tu decydujemy” bo w końcu krąg miał dwie warstwy: mniej i bardziej decyzyjną. Ale sięgnęliśmy po prostu po mądrość grupy, kręgu. Propozycja by uruchomić w tej sprawie krąg chłopców, zaproponować go im, obudziła pewne kontrowersje. Mogą się pokłócić, do czego dojdą, jak to przebiegnie, jak na nich wpłynie to, że siedzimy za nimi, co jeśli… Nasze lęki o nas czy nasze lęki o nich? Przeważyła chyba ciekawość i duch eksperymentu. Było to już któregoś dnia naszego męskiego wypadu więc znaliśmy się trochę i chyba wiedzieliśmy, że razem damy radę. Zaprosiliśmy więc chłopców by porozmawiali w tej sprawie bez nas. Bo my jesteśmy ciekawi ich zdania. I co? Jak w masło. Weszli. Bez oporu, wahania, obaw, protestów, sprzeciwów i warunków. Jakby na to czekali. Moc i zaufanie do kręgu stała za nimi. Albo raczej siedziała. Siedziała, słuchała, milczała i czekała. Wszystkie poprzednie dni pokazały, że można powiedzieć wszystko w granicach zasad. I, że jest to święte prawo każdego w tym kręgu. Tak, odbył się krąg 10-11 chłopców. I był to wspaniały, dynamiczny pełen skupienia, pracy, dyskusji i wymiany krąg. Krąg w którym przeważała chęć osiągnięcia wspólnego celu. Tak jak chłopcy go zrozumieli, jednak świetnie im się to udało. Dali nam ojcom wiele lekcji. Sprawność, szybkość, współpraca, swoboda. Pomijam teraz celowo temat i wynik. Bo dla mnie ważniejsze było jak nasi synowie to zrobili. Byli dużo bliżej jedności, niż można się było spodziewać. Bo przecież było to dla nich nowe, nieznane a nam się wydawało, że niełatwe. Krąg mimo, że to stara tradycja jest czymś nowym dla ludzi codziennego życia w mieście. A jednak chłopcy zachowali zasady, wypracowali wynik, zrobili to szybko, i nikt nie próbował zarządzać, przejmować kontroli, manipulować i stawiać na swoim. Odpowiedź wisiała w powietrzu, a oni czuli, że ją mają. Choć żaden jej nie nazwał. Bo też nikt nie postawił wcześniej takiego pytania, które by to ułatwiło. Moim zdaniem na uwagę zasługuje to jak to zrobili. A nie to do czego doszli. Bo to jest umiejętność, z której mogą skorzystać i którą tu trenowali patrząc na nas, i dali wyraz temu co umieją mając odwagę się pokazać, mając nas za plecami. Dlatego dla mnie to było bardzo doniosłe wydarzenie. Uczące i dające wiarę w sens kręgu i mojej pracy, pozwoliło mi poznawać mojego syna i wiedzieć co mogę jeszcze dla niego zrobić.
Bartosz Płazak