Zauważam, że niekiedy mi się wydaje. Wydaje mi się, że jestem spokojny, daleki od zamieszania, sprzeczności i napięcia, wyniosły się moje wirusy. I to bez zewnętrznej szczepionki, sam sobie poradziłem choć z pomocą kogoś. Wydaje mi się, bo nie zakłócają mnie one jawnie. Nie przeszkadzają w zwykłym dzień jak co dzień. Nie stają już na drodze do robienia tego, co zwykle robię, by podtrzymywać moje przeżycie w mieście. Od jakiegoś czasu więcej szczęścia we mnie gości. Tym bardziej więc celowo nie rozglądam się za wirusami.
Kiedy jednak tylko wyjeżdżam z aglomeracji, kilkadziesiąt kilometrów od linii zwartych przedmieść, dzieje się coś dziwnego i ciekawego zarazem, uczę się to zauważać, uczę się od tego uczyć. Rozluźniam się. Łatwiej i głębiej oddycham, lżej się poruszam, łatwiej działam, szybciej podejmuję decyzje w prostych sprawach i… niestety, mocniej czuję zmęczenie i niechęć do pracy, zwłaszcza tej, którą muszę robić, a nie chcę.
Kiedy dojeżdżam do mojej wioski wpadam w inercję. Mimo planów na robienie, jest bycie. Mimo zapisów w kalendarzu, ambitnych planów na ulgę po zrobieniu jeszcze sześciu rzeczy wokół domu okazuje się, że żadna z nich się nie dzieje. Kiedyś frustrowałem się tym, dziś już nie. Za to pozwalam sobie na odpuszczanie. Okazuje się wtedy gdzie ze sobą naprawdę jestem. Jakieś ja pokazuje reszcie mnie jak jesteśmy daleko w dobrym jakieś inne, że jest robota. Żebym sobie nie myślał. Żebym miał dalej co robić.
Czyste powietrze, słońce, rześki wiatr, góra, staw, las, kot, koń, krowy, kukurydza na polu, dym z komina domu, zapach oleju lnianego, wosku i terpentyny… Zestaw leczniczy działa poza moją kontrolą. Antywirus z abonamentem bez terminu. Pokazuje bez pudła, co mi nie służy. Mało tego, niektóre z wirusów głęboko zagnieżdżonych wewnątrz usuwa nawet mimo woli mojej.
Kiedy siedzę w tej ciszy co od niej w uszach dzwoni, w niepodjętej celowo medytacji, dzieje się samo. Wracają sceny, sytuacje, myśli, emocje, mimowolne mikrooświecenia sklejające w kupę odległe refleksje, niezaproszone wybuchy wzruszenia, złości, radości, smutku, te na które kiedyś nie było czasu. Czyszczenie, żywienie, update. Choć to raczej nie nowa wersja, tylko przywracanie pierwotnej, wcześniej nakrytej warstwą najlepszych zewnętrznych wskazówek, przykazań, algorytmów, zobowiązań, decyzji, umów, wszystkie dla mojego dobra i bezpieczeństwa.
Przychodnia w lesie. Gabinety lekarskie dr Dąb, dr Grządka, dr Ziemniak, dr Dynia, dr Piec, dr Kosiarka, dr Las, dr Staw, dr Góra, dr Ogień, dr Wiatr, dr Woda i inni. Wśród nich kręcą się dr Płazak i dr Jurczak. Klinika otwarta 24h, przyjmuje grupy i jednostki. Płatne: docenienie, dobre słowo, za jedzenie i pokój. Ilość miejsc nieograniczona.*
*skrót dr został użyty jedynie dla uzyskania metaforycznego efektu w tekście i nie jest próbą przypisania osobom nieposiadanego przez nie tytułu naukowego.