Gwar, skrzypienie schodów, szuranie krzeseł, czajnik szumi prawie bez przerwy. Ludzie siedzą, stoją, gadają, gotują, piją kawę, śmieją się, jedzą. Przedmioty zmieniają swoje miejsce z szybkością błyskawicy i porządkiem wprost z rozhulanego cyklonu. Nie mam szans. Lubię ten dom, kocham tu być, mam swój ład i klimat. Mam też swoje tempo, ulubione godziny, ścieżki poranne i wieczorne, miejsca posiedzeń, pracy, sposób palenia ognia, przygotowania i podania jedzenia. Cyklon pod rękę z błyskawicą, zroszeni d(r)eszczem emocji i przyprawieni szczyptą podwójnych sygnałów uczących się siebie osób, wymiatają mnie do mojego pokoiku, mnisiej celi. Odkąd prowadzę w MoimMiejscu warsztaty i pojawiają się tu grupy uczę się. Potrzeba kontroli cofa się wobec wielości, różnorodności, niemożności wyjaśniania, ciekawości co się stanie gdy się cofnę, gdy zrezygnuję z stawiania na moim i oddam im naprawdę decydowanie. Gdy stanę z boku. Kontrola we mnie przyjmuje coraz to ciekawsze formy. Wyrywa się jako pomoc w kuchni, jako ostrzenie noża, przykręcanie wody bo jest susza, jako instrukcja do pieczenia chleba, spoglądanie czy z pieca nie wylatują ogniki… Zauważam, odpuszczam, siadam gadam, jem, piję, uczestniczę, pozwalam Gajrowskiej energii obejmować i mnie, choć wydawało by się, że od dawna w niej jestem i powinienem być już wolny, wolniejszy, spowolniony. Spowalniam więc, zatrzymuję odruch kontroli, daję się wciągnąć wirowi cyklonu a błyskawicom przejmować kontrolę. Jak pięknie jest puścić się w taniec z nimi. A później dać się wyrzucić na kanapę bez poczucia przegranej, winy, nie wykonania zadania. Gadać, śmiać się, nie być gospodarzem kiedy oni i tak przejmują dom w swoje władanie, nawet gdybym ich do tego nie zaprosił. A przecież zapraszam. Goście. Moi nauczyciele puszczania kontroli. Zgadzam się. Ostatnia myśl zrywająca banderolę totolotka zdarzeń: ok, posprzątam najwyżej kilka godzin dłużej kiedy już zostanę sam a teraz będę tu z nimi… Gajrówka. Pole, między lasem a polem.
Bartosz Płazak