Jedno z głównych założeń psychologii opartej o proces, której twórcą jest Arnold Mindell, mówi, że funkcjonujemy równocześnie, na trzech poziomach rzeczywistości. Poziom Uzgodnionej rzeczywistości czyli tego na co się umówiliśmy, czym ono dla nas jest, a więc. np. kalendarz i daty w nim, dni tygodnia, urzędy, szkoły, instytucje, umowy, zobowiązania, zawody, praca, nauka. itp. Życie na tym poziomie stanowi pasmo zdarzeń w których działamy spełniając umowne zadania, dochowujemy terminów, zobowiązań, budynek z napisem szkoła to miejsce do którego możemy zaprowadzić dzieci by się uczyły, a urząd skarbowy… Poziom snu czyli świat postrzegania zjawisk i reakcji jakie na nie mamy w związku z swoim postrzeganiem (widzę siebie jako kompetentnego, kogoś jako mocniejszego ode mnie) czyli emocje, wewnętrzne procesy z udziałem naszych figur sennych (reprezentacji naszych procesów widzianych przez nas jako osoby/role wokół nas), oraz związane z nimi napięcia, tendencje, trudności i progi, zwłaszcza te związane z istniejącymi pomiędzy figurami polaryzacjami. Poziom śnienia, nazywany również poziomem esencji, poziomem źródła, z którego płynie energia zasilająca nas w życiu i na tym poziomie jest ona jeszcze jednolita (niespolaryzowana), i przejawia się w postaci subtelnych tendencji do działania, i to ona jest najbliższa naszej jaźni.
Świat w którym żyjemy zachęca nas, a może nawet zmusza, do spędzania najwięcej czasu na poziomie uzgodnionej rzeczywistości. Są tu zadania, konieczności, zobowiązania, kredyty, praca, rodzina, przetrwanie, zdrowie itp. Na co dzień właściwie nie sposób nie przebywać na tym poziomie. Niestety wymaga on sporo energii od nas. Fizycznej, do działania i psychicznej do decydowania, radzenia sobie z trudnościami. Trudności te często wynikają z przyczyn obiektywnych, innym razem pochodzą naszej psychiki, z poziomu snu. To nic że wiem, że muszę załatwić coś w związku z posiadaną umową x. Nie robię tego bo jakaś część mnie (figura senna np. buntownik) jest temu działaniu przeciwna, albo się go boi. Pewnie będę ją miał odruch zmarginalizować ( uciszyć, pominąć). I może uda mi się jeszcze ten jeden raz… To nie znaczy jednak, że sprawa jest załatwiona na zawsze. Tak czy siak znów tracę na uporanie się z nią sporo energii. To wydać się może Wam znane. Zmienia się zadanie i treść trudności, figura, ale procesy podobne zachodzą w nas wszystkich po prostu. I być może, gdybyśmy obeszli się bardziej uważnie z buntownikiem, może zaprowadziłby nas do poziomu naszego śnienia. I może okazałoby się jakie ono jest w nas, dokąd nas prowadzi, co chce, co chcę. Skontaktowanie się z nim (śnieniem, tendencją, głęboką potrzebą) sprawia, że energia się pojawia. Nie tylko nie trzeba jej dostarczać, ona tam jest. Kłopot w tym, że system w którym żyjemy raczej zabiera nas jak najdalej od śnienia. Czyli od nas samych. Możliwie daleko od energii, która chce popłynąć przez nas byśmy byli. Jakie to wydaje się proste.
W jednej z moich ulubionych książek Arnolda Mindella, „Psychologia i szamanizm” mówi on o zbiorowym śnieniu. O grupach ludzi z rdzennych plemion, z różnych części świata, którzy poprzez swoje codzienne życie, spotkania, prace, rytuały, wspólnie (razem, grupowo) oddawali się przeżywaniu jakiejś idei. Chodzi o grupowe śnienie. O bycie we wspólnocie, która przeżywa podobnie rzeczywistość, mówi o niej, tworzy ją, przeżywa razem emocje, buduje więzi i a jej uczestnicy umacniają się jako osoby i wspólnota. Taniec, modlitwa, rytuały, rozwiązywanie konfliktów, stawanie za sobą wobec wewnętrznych i zewnętrznych trudności, polowanie, obrona granic terytorium, budowanie… Moc plemienia, które razem śni zasila je i czyni całością, pełnią.
Dzisiejszy świat, ze swoim kultem jednostki nawołuje do indywidualnego sukcesu, wyprzedzania innych, zbierania możliwie wielu dowodów swojej sprawności w budowaniu własnego świata. Przestrzeni wypełnionej składowymi materialnego sukcesu albo dowodami na posiadanie. Żyjemy uczestnicząc w konkursie na śmierć z możliwie największą ilością zabawek, jak to pięknie prowokował Frank Farelly). Jednak jest to też konkurs (świat) oddzielający nas od nas samych, od naszego śnienia, od śnienia naszego plemienia, od śnienia Ziemi. To też świat w którym życie na poziomie uzgodnionej rzeczywistości (zatrzymanie się w niej) pochłania naszą życiową energię. To świat, w którym zdecydowanie za mało zasilamy się naszym kontaktem ze śnieniem (naszą głęboką naturalną energią, mocą natury, ziemi). Inaczej mówiąc oddalamy się od tego kim naturalnie chcielibyśmy być. Jako jednostki i we wspólnocie. Niestety w pakiecie jest oddzielenie, podmiotowe traktowanie natury. Drzew, lasów, zwierząt, powietrza, oceanu, ziemi jako całości. Patrzenie na naturę jako na coś zamiast na kogoś, czy jak na siebie po prostu.
Trener jako ktoś kto prowadzi grupę ma niezwykłą możliwość. Może bowiem, niezależnie od tematu, pokazywać ludziom jak to jest wejść do miejsca wspólnego śnienia. Może zapraszać grupę do pracy w taki sposób i tak aranżować warsztat by ludzie poczuli energię wspólnoty, ducha plemienia, dawali sobie wzajemnie wsparcie, zrozumienie i robili razem coś w co wierzą. Może wspierać ten proces świadomie obserwując miejsce gdzie pojawia się energia i podążać za nią wraz z grupą. I zaprosić do zauważenia i odkrywania tego swoich uczestników. Co ich napędza? Na co mają wciąż siłę mimo zmęczenia? Co ich woła?
Może też ów trener, a nawet powinien, jako ten, w którym inni poszukują wzorca (jak bardzo byśmy się nie zarzekał/li że nie ), być skontaktowany ze swoim śnieniem. Dobrze by korzystał z energii, którą śnienie daje, podążał za nim i rozwijał. Dla siebie, by mieć z czego czerpać w swoim wymagającym zadaniu i by być przewodnikiem do Śnienia dla innych.
W ten sposób dokonywać się może, za naszą sprawą, zmiana, której, jak pisze Arnold Mindell, świat dziś potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek. Powrót do śnienia. Powrót do źródła.